Konya
Sobota rano pobudka o 5.30 autobus z Kirikkale o 6.00; przesiadka w Ankarze o 8.30 (podróż na trasie Ankara – Konya, nieciekawa, płasko, szaro i długo…) przed 12.00 dotarliśmy do Konyi. Pierwsze co rzuca się w oczy, to ilość kobiet i dziewcząt w chustach. Z otogaru do centrum dotarliśmy tramwajem. Pierwszym punktem wizyty był obiad, weszliśmy więc do jednej z napotkanych knajp. W menu była jedna pozycja, której jeszcze nie miałem okazji jeść, zamówiłem, jak się okazało to co dostałem to szaszłyk z wątróbki i płucka, naprawdę smaczne. Kasia była mniej odważna i zamówiła po prostu kurczaka. Następnie znaleźliśmy całkiem sympatyczny hotel, za pokój dwuosobowy ze śniadaniem wytargowałem 50 YTL, jak dla mnie to wciąż drogo (porównując to z moim hotelem w Van za 10 YTL).
Nie tracąc czasu wybraliśmy się na zwiedzanie miasta, nieopodal naszego hotelu znajduje się Aziziye Camii, jeden z ciekawszych meczetów jakie do tej pory widziałem. Meczet posiada tylko jedną, centralną kopułę; w środku nie ma filarów, okna są większe niż drzwi, minarety w orientalnym stylu, a portal jest w barokowo-rokokowym stylu. Ciekawa mieszanka.
Wzdłuż Mevlana Caddesi znajduje się dużo zabytków, mniej lub bardziej ciekawych a na jej końcu usytuowany jest symbol Konyi, Mevlana Tekkesi oraz Yeşil Türbe czyli Zielony Grobowiec. Tam właśnie mieści się bardzo ciekawe muzeum derwiszów. Inne ciekawe zabytki Konyi to Alaaddin Camii oraz kilka medres, w których urządzone są teraz muzea.
Yeşil Türbe - Grobowiec Mevlany
Wirujący Derwisz - Symbol Konyi
Wieczorem po kolacji w kebabowym fast-foodzie zdecydowaliśmy się wypić browarka, niestety znalezienie knajpy albo sklepu gdzie można nabyć alkohol w Konyi jest naprawdę niezłym wyczynem...
Acı Gölu
W niedzielę rano zadecydowaliśmy ostatecznie, że jedziemy poza miasto; do wyboru mieliśmy kilka bardzo ciekawych miejsc więc wybór był trudny. Padło na dwa słone kraterowe jeziora,położone nieopodal Karapınar około
Decydujemy się przemieścić się nad drugie jezioro Mekke Gölu, od drogi głównej oddalone jest znacznie dalej niż jest to napisane na drogowskazie. Spacer uprzyjemnia nam deszcz. Drugie jezioro wygląda znacznie inaczej niż poprzednie. Na środku znajduje się ogromy stożek, (do tej pory nie wiem co to jest, i jak powstał). Niestety jezioro, nie wygląda tak malowniczo jak było przedstawione na broszurce biura informacji turystycznej w Konyi.
Częściowo wyschnięte Mekke Gölu, nie wyglądało tak pięknie jak się spodziewaliśmy...
Robimy kilka zdjęć, spędzamy tam niewiele czasu, deszcz nie pozwala na więcej. Mamy sporo szczęścia, bo podwożą nas myśliwi prosto do Karapınar na dworzec, łapiemy busa do Konyi, jest już dość późno a do Kirikkale daleko wiec decydujemy się na powrót…
2 komentarze:
Podziwiam samozaparcie z jakim zwiedzasz turcje w zimie. w taka pogode (jak dzis na przyklad) mi nawet nie chce ruszac sie z domu ;)tym bardziej po slonecznym weekendzie nad morzem. pozdrawiam
czytam bloga od poczatku bardzo lubie Twoje opowiesci i czekam na nowe notki:)
zapraszam rowniez do mnie:)
Prześlij komentarz