piątek, 7 listopada 2008

Pazartesi…

Jak już wcześniej pisałem poniedziałki to najnudniejsze dni… ten nie był inny, niestety. Cały poniedziałek przesiedziałem w akademiku, nie licząc wieczornego wyjścia na zakupy, rozmyślając po co ja tu właściwie przyjechałem… no i przypomniałem sobie! Studiować! Jeżeli na APSie studiuje się „coś specjalnego…” to nie wiem jak nazwać te studia tutaj, zwłaszcza kiedy nie mam zajęć…

Wtorek - jak zwykle rano na zajęcia na turecki wykład, dzisiaj moi tureccy koledzy nie pojawili się na zajęciach wcale, jak jeden mąż zostali w domu jednego z nich i rżną pokera. Po wysłuchaniu tureckiego wykładu, udaję się na kurs badmintona (zajęcia sportowe to jedyne, w których uczestniczę bez handicapu, a i trochę ruchu się przyda). Po zajęciach zmieniam zdanie o tej dyscyplinie sportu, muszę powiedzieć że przypadła mi do gustu. Tak więc od teraz mam dodatkowe zajęcia dwa razy w tygodniu, a do tego mogę uczęszczać na WF prowadzony przez jednego z nauczycieli.
Po południu spotykam panią dr Tastan, informuje mnie z przykrością, że dzisiaj zajęć nie będzie, ale prosi mnie o spotkanie w czwartek, podobnie jak pan prof. Kutlu.

Środa - to zajęcia z dr Yoncalik’iem a raczej notoryczny ich brak… człowiek nawet z nudów by coś zrobił, ale on twierdzi, że jeden rozdział na razie wystarczy (i tak go nie omówiłem), następny nie wiadomo kiedy… Wczesnym popołudniem badminton.
Wieczorkiem wychodzimy na miasto, fajka wodna, jakieś żarcie na mieście i powrót.

Czwartek - idę na zajęcia do prof. Kutlu, omawiam z nim to co przeczytałem trzy tygodnie temu, dostaję nową książkę i kolejne rozdziały do poczytania i tyle zajęć.
Pani Tastan, też zamiast omawiać zajęcia, a podobno mam z nią dwa przedmioty, daje mi jakieś zagadnienia do opracowania. A potem przez godzinkę pogadanka przy herbacie i ciastku, o pogodzie, podróżowaniu, kuchni tureckiej itd.

Piątek - wybieramy się z Ilyasem na miasto po zakupy, on musi załatwić jakieś swoje sprawy, idziemy też min. na policję spróbować dowiedzieć się co z moim pozwoleniem na pobyt, „spróbować” to dobre słowo w tej sytuacji… Na policji oczywiście czeski film, czekam już prawie miesiąc na to pozwolenie i nie wiadomo ile będę jeszcze czekał. Dostaję jednak niecodzienną propozycję od jednego z policjantów, mianowicie czy nie chciałbym pomóc jego siostrzeńcowi czy bratankowi w angielskim! Na szczęście Ilyas ratuje mnie z opresji!
Ale chyba najlepszy był chyba i tak pan w kasie stacji kolejowej... nawet ja nie znając tureckiego czułem jak mocno jest poirytowany i sfrustrowany swoją pracą, a my chcieliśmy dowiedzieć się tylko o połączenia do Anakry, bo oczywiście rozkładu to nie ma…

Sobotę decydujemy się spędzić w Ankarze.

Brak komentarzy: