poniedziałek, 12 stycznia 2009

Başlıksız

4-12 stycznia 2009
Kilka razy pisałem jaką to dziurą jest Kirikkale, bo tak jest w rzeczywistości, ale postanowiłem jak najmniej to odczuwać i pielęgnować życie towarzyskie! (wszystkie filmy już obejrzałem, książki przeczytałem, pasjansa układam w siedmiu ruchach,
w sapera gramz zamkniętymi oczami, bilard już też mi się znudził). Najfajniejszą rozrywką tutaj jest według mnie faja wodna. Ostatnio Berecste Cafe (powinni mi dać tam kartę stałego klienta) odwiedziłem razem z Gitą, dziewczyną z Łotwy (została sama bo Romans, drugi Erasmus wyjechał przed świętami i już nie wrócił…). Dołączył do nas przypadkowo spotkany Cehver, kolega z akademika z którym często gramy w bilard. W bilard, to z nim wygrywam, ale tavla (backgammon) to na pewno jego dziedzina, ogrywał mnie jak chicał...


Poza tym czas spędzam na spotykaniu się z „polską kolonią w Kirikkale”, zazwyczaj na piwko czy jakąś wódeczkę jak było to ostatnio, kiedy odwiedzili ich znajomi Erasmusiz Afyon, śmiesznie było posłuchać o takich samych problemach i perypetiach.
„Polska kolonia” jak się niedawno powiększyła, tak teraz zmniejszyła się o jedną osobę, Kasia wyjechała do Ankary, a stamtąd leci we wtorek rano do Polski... Bye, bye Kasia (jeżeli to czytasz to wiem, że zabijesz mnie za to zdjęcie)

Zazwyczaj opisuję na bieżąco wydarzenia na blogu a tego jeszcze nie było na blog, mianowicie przeniesiemy się w czasie do 30 grudnia 2008, wtedy to właśnie wybraliśmy się na imprezę organizowaną przez wydział wychowania fizycznego w skrócie po turecku „BESYO”. Oczywiście przed imprezą mała rozgrzewka, około godziny 20 (to wcale nie za wcześnie na wyjście) rozpoczęliśmy poszukiwania miejsca gdzie się ona odbywa, a zdania były podzielone i każdy miał sprzeczne informacje. Rozdzieliliśmy się. Dziewczyny zostały w umówionym miejscu, my chcieliśmy być chytrzejsi i pojechaliśmy autobusem na kampus uniwersytetu (tam podobno miała być impreza), niestety musieliśmy wrócić do miasta. Koniec końców znaleźliśmy TO miejsce. Weszliśmy tam około 21.20, impreza naprawdę w najlepsze wszyscy tańczą, ale wszyscy w kółeczkach. Jak już zaczynało mi się podobać to impreza dobiegła końca... o 21.45 muzyka została wyłączona, my w ciężkim szoku… jedyne co mogłem zrobić to zdjęcie „krajobrazu po bitwie” czyli ostra najebka coca-colą… Poniżej fotorelacja z imprezy (jaka impreza taka fotorelacja):

"Obraz po bitwie" czyli sponsorem imprezy jest Coca-Cola :0

4 komentarze:

Filip pisze...

slyszalem, ze niedlugo wracasz.. hmmm szkoda. Turcja zubożeje o wnikliwego obserwatora życia publicznego. Powodzenia na egzaminie.. z Badbingtona :)

Agata Wielgołaska pisze...

ach, te rozowe obrusy:) klimat jak z polskiego wiejskiego wesela

burza pisze...

no to prawda wracam już za kilka dni, żałuję ale zarazem cieszę się :)
Wy jak długo jeszcze zostajecie?

なな pisze...

aż dziwne, że wam kola do głowy nie uderzyła... ja po takiej ilości jestem hiperaktywna :)))
Zabawa wporzo .. tylko trochę krótko ...