środa, 17 września 2008

Polonya Öğrenim


16 września 2008

Pobudka bez pośpiechu, na śniadanie ayran i jakieś krakersy (tyle udało mi się kupić w akademiowej kantynie). No i pierwsza samodzielna droga na Uniwerek, około kilometra do przystanku
a raczej miejsca, w którym zatrzymuje się Kampüs bus 1, 25 YTL – wrażenia z jazdy bezcenne. Na miejscu w pokoju pana Kutlu dowiaduję się, że idziemy do szefa Erasmusa na tutejszym uniwersytecie. Pan Rüstem Orhan okazuje się być sympatycznym gościem, który chce ze mną rozmawiać po niemiecku. Dowiaduję się od niego, że oprócz mnie jest tutaj dwóch studentów z Polski z Wrocławia. Studiują na wydziale weterynarii. Wybieram się więc na wydział weterynarii i bez problemów odnajduję Przemka i Sławka (oni tak jak ja wyróżniają się z tłumu). Idziemy razem na obiad do stołówki gdzie za 1YTL można zjeść dobre tureckie jedzenie. Chłopaki zapraszają mnie na browara wieczorem. Po obiedzie wracam na swój wydział i dowiaduję się, że moje zajęcia które będą lekcjami indywidualnymi zacznę dopiero w przyszłym tygodniu! Bus powrotny do domu był za friko, pewnie dlatego, że kierowca mnie zagadał a ja odpowiedziałem mu swoim ulubionym tureckim zwrotem: „Türkce bilmiyorum” co znaczy: nie znam tureckiego. Skinął wiec ręką i kazał mi usiąść. W akademiku leżakowanie, prysznic po czym poszedłem do recepcji skorzystać z Internetu. Głos muezina z pobliskiego meczetu oznajmił że Allach już nie patrzy i można zjeść kolację, co też i ja uczyniłem w stołówce akademika.

Wybieram się wiec na umówione piwko, mam dojechać gdzieś do centrum. Dzwonię wiec do Przemka aby zapytać o dojazd i rozmawiam z jego współlokatorem – Safą, Turkiem, który dobrze rozmawia po angielsku. Wsiadam do dolumsza, ale zachodzi jakieś nieporozumienie i po kilku minutach muszę wysiąść. Za chwilę zatrzymuje się kolejny samochód tym razem jakiś prywatny i gościu zaprasza mnie do środka, dzwonię więc do Safy aby zapytać czy mogę wsiąść. Omar i jego koledzy podwożą mnie za darmo do centrum, na pożegnanie całuję się (w policzek oczywiście) z Omarem. Po kilku minutach przychodzą chłopaki i idziemy do sklepu po piwko. Browarek wypijamy w ich mieszkaniu, małe gadu-gadu i trzeba spadać. Safa podwozi mnie do przystanku i wsadza do odpowiedniego busa, wracam do akademika. W akademiku w nocy jest wiecej ludzi niż podczas dnia, pija herbatę, grają w warcaby itd. Ja załapuję się na dwie partyjki bilarda z chłopakami, jeden z nich rozmawia po angielsku. Kończymy grę i tak dzień dobiega końca…

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Burza chłopaku! Ty masz kurna normalnie talent pisarski, po powrocie zostaniesz redaktorem www.azs.waw.pl :D

pozdro600

szum realizmu pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
szum realizmu pisze...

burzuś przygoda zapowiada się nieżle... tylko pisz na bierząco bo lektura aż zapiera dech w piersiach ;) pzdr.

zuza pisze...

No no no:) widac że wyjazd zapowiada się bardzo interygująco:) czekamy na kolejne informacje odnosnie z Twojego tureckiego zycia;) pozdrawiam

Dżasta pisze...

Widać że się nauczyłeś czegoś w Wilkasach,wzorując się w pasjonującej lekturza jakim było "Zycie na hłodno" :P
Tak jak reszta napisała czekamy na dalsze newsy z zza morza, puki jeszcze masz wene i lekkie pióro bo potem moze być cięzko :P