poniedziałek, 13 października 2008

Kapodokya: Göreme, Pashabağı, Üchisar, Çavusin, Ortahisar


9-12 października 2008

Drugi dzień na uczelni wyglądał bardzo podobnie jak pierwszy, z tymże dostałem dwie książki w języku angielskim: „From Theory to Practise in Adaptaed Physical Education” i „Teaching Secondary Physical Education”, z tych oto pozycji mam przeczytać jakieś rozdziały oczywiście na: „Next week”!

Wieczorem umawiam się z Przemkiem i Sławkiem na piwko i aby poznać jeszcze dwójkę Polaków, którzy przyjechali w tym tygodniu do Kirikkale, tak jak chłopaki studiują we Wrocławiu weterynarię. Spotykamy się w ich mieszkaniu na pogadance przy piwku. Czwartek spędzam na nic nie robieniu, może poza porządkiem w pokoju i praniem. Zapomniałbym dodać, że Alkin wyprowadził się od nas, do kolegi z którym jest na jednym roku, no i oczywiście chce abym też się do nich wprowadził. Ale chyba zostanę w swoim pokoju do którego już się przyzwyczaiłem. Po południu idę na dworzec i kupuję bilet na piątek rano do Nevşehir i ruszam do Kapadocji.

Piątek godzina 9:00 jestem w autobusie zmierzającym na południe Turcji, jadę w to samo miejsce co poprzednio, ale tym razem mam zamiar zwiedzić więcej niż dwa tygodnie temu.

Wysiadam na dworcu w niezbyt ciekawym mieście jakim jest właśnie Nevşehir i od razu szukam dolmusza do Üchisar, miasteczka oddalonego o kilka kilometrów, nad którym góruje kilkudziesięciometrowa skała, która kiedyś służyła jako zamek. Dodatkowo jest to jeden z najwyższych punktów w Kapadocji, z którego rozpościera się piękny widok na okolicę. Po zwiedzaniu trzeba coś przekąsić, po raz pierwszy jem dürüm köfte, czyli małe kotleciki za grilla, zawinięte w placek z chleba i podawane jak kebab! A cała ta przyjemność za jedyne 2,5 YTL. Zjadłem dwie porcje, popite oczywiście ayranem. Z Üchisar do Göreme jest tylko 4 km w linii prostej, ja udaję się na spacer Doliną Gołębi, widoki po drodze niesamowite. W Göreme znajduję Umita w jego sklepie, właściciela pensjonatu, w którym zatrzymałem się poprzednio, wita mnie słowami „dzień dobry” i częstuje herbatą. Zmrok w październiku zapada dość szybko i robi się dość zimno, zabrałem tylko krótkie spodenki co niebyło najlepszym pomysłem… W drodze do pensjonatu wchodzę do sklepu, w którym spotykam dwójkę Polaków, Adama i Janusza, pomagam im w zakupach ze swoją tureckiego! Trzeba by było to usłyszeć. Umawiamy się wieczorkiem na fajkę wodną i browarka. Znajdujemy bardzo sympatyczna knajpkę, w której grana jest muzyka na żywo. Chłopaki jak się okazuje wyruszyli w dwumiesięczną wyprawę po bliskim wschodzie, tylko pozazdrościć! Jednym z ich przystanków jest właśnie Kapadocja. Jako ostatni klienci opuszczamy lokal około 1.30. Jeszcze raz mogę przekonać się, że październikowa noc w Turcji nie należy niestety do najcieplejszych (a może po prostu przyzwyczaiłem się do wyższych temperatur).

Drugiego dnia mojego pobytu, wyruszam znowu na pieszą wędrówkę po wąwozach w okolicach Göreme, spacer Doliną Róż i Doliną Czerwoną aż do miasteczka Çavusin oddalonego o 3-4 km to prawdziwa przyjemność dla oka! W samym Çavusin jest wielka skała, (jej część obsunęła się w latach 60 XX wieku) na której jest opuszczone miasteczko. Dalej idę kolejnych kilka kilometrów do Pashabağı, tam można podziwiać wysokie na dwadzieścia metrów kominy, kształtem przypominające… no właśnie, co??

Dolmusz powrotny do Göreme, jak się dowiaduję prawdopodobnie będzie za godzinę, więc próbuję po raz pierwszy swojego szczęścia w autostopie. Jak się okazuje mam szczęście bo po kilku minutach zatrzymuje się młody gościu, który zawozi mnie kilka kilometrów nie po swojej trasie do Göreme!

Jak się okazuje z rozmowy z Umitem jest już za późno aby pójść jeszcze do Göreme Open Air Museum, które słynie z kościołów wykutych w skale. Odwiedzę więc je jutro. Wieczorem znowu spotykam się z chłopakami. Podobnie jak poprzedniego wieczoru na piwko i fajkę, tym razem próbujemy również specjału rodem z Kapadocji - Testi Kebab, czyli potrawy która przygotowywana jest w glinianym garnku na grillu, potem na talerzu dostaje się właśnie ten garnek, w którym jest swojego rodzaju gulasz z baraniny i warzyw. Pyszne! Za to fajka jest jakby to delikatnie powiedzieć do… chociaż właściciel knajpy zapewniał nas, że przygotowuje najlepszą w okolicy!

Niedzielny plan zwiedzania psuje mi informacja, że ostatni autobus z Nevşehir odjeżdża o 13.00. Udaję się więc do wspomnianego wcześniej muzeum, 15 YTL za wjazd ale warto! Jak się okazuje cdo jednego z kościołów jest dodatkowa opłata 8YTL ale kiedy ochroniarz słyszy moje tureckie "ben orengim , param yok!" co znaczy "jestem studentem, nie mam kasy" wpuszcza mnie za friko!


Z Göreme łapię kolejnego stopa, i tym razem kolejny raz kierowca zawozi mnie tam gdzie chcę chociaż ma nie po trasie!
Ortahisar podobnie jak Üchisar, miasteczko nad którym góruje ogromna skała. Ta jednak jest (oficjalnie) zamknięta dla turystów, ale miły pan w informacji turystycznej, do której trafiam dość przypadkowo informuje mnie jak mam wejść na skałę omijając ogrodzenie. Dodatkowo częstuje mnie kawą. Wspinanie się na górę i widoki ze szczytu naprawdę robią wrażenie.
Ortahisar to miła odmiana po komercyjnym i pełnym turystów Göreme, także cenowa. Zamawiam jeszcze raz dürüm köfte i ayran oczywiście!

Jak się okazuje dzisiaj ostatni dolmusz do Ürgüp, czyli większego węzła komunikacyjnego odjechał już dawno i chcąc, nie chcąc muszę złapać znowu stopa. Udaje mi się to bez większych problemów. Z Ürgüp dostaje się do Kayseri, podróż trwa ponad 1,5 godziny. A w trakcie podróży jestem atrakcją wśród miejscowych. Dwie dziewczyny które nie wierzyły że nie jestem Turkiem, dopóki nie pokazałem im paszportu pomagają mi później w kupieniu biletu do Kirikkale, dzięki nim zdążyłem na autobus o 21.00 a bilet kupowałem o 20.58.

Kolejne 3,5 godziny w wygodnym już autobusie gdzie steward serwuje ciastka, herbatę, kawkę i zimne napoje i jestem Krikkale…

Brak komentarzy: